Sakura
Ostatni
rok szkoły.
Wszyscy
zdawali się być zadowoleni, że opuszczają mury, które sprawiły ból i terror na
osobach słabych psychicznie nie potrafiących się obronić. Powstały grupy, które
zaprzysięgły sobie wspólne spotkania, lecz czułam niesmak na samo wspomnienie z
poprzednich lat, jak bardzo uganiałam się za jednym mężczyzną i chciałam
wszystkim się przypodobać, zrobić z siebie typową „dziewczynkę” w tarapatach.
Rzadko kto do mnie podchodził, kiedy zrozumiałam, że nie potrzebuje udawanej
przyjaźni. Wybrałam samotność zamiast grona znajomych.
Każdą
wolną chwilę poświęcałam treningu na siłowni, lub boksie. Sport sprawił, że
zapomniałam o problemach nawiedzających mnie co noc, od tamtej pamiętnej nocy,
kiedy znalazłam się w nie właściwym miejscu o niewłaściwym czasie. Każdego dnia
czułam się obserwowana. Gdziekolwiek poszłam tam czułam na sobie ciekawskie
spojrzenia. Mogłam żyć w przekonaniu, że kiedyś wszystko się skończy, ale o
ucieczce mogłam tylko pomarzyć, gdy za każdym razem odsyłano mnie do domu.
Czułam się jak ptaszek w złotej klatce, niczym więzień nie mogący przekroczyć
granic kraju. Jeśli chciałam, musiałam uzyskać pozwolenie.
Tamten
dzień zniszczył wszystko. Przeczesałam włosy do tyłu,
opłukałam twarz, zaczesując włosy w luźny warkocz. Samo wspomnienie przynosiło
ból i chęć zniknięcia, ale nawet nie dopuszczą żebym odeszła przedwcześnie z
tego świata. Wszystko moją zaplanowane. Zarzuciłam
torbę na ramie i odeszłam do szkoły zacząć kolejny dzień.
Z
torby wyciągnęłam paczkę fajek, i wcisnęłam jednego do ust. Ludzie nie patrzeli
na mnie przychylnie, gdy siedemnastolatka idąca do szkoły pali, nie zważając na
otocznie. Starsi ludzie zwrócili uwagę, ale zazwyczaj mam ich gdzieś, bo w
swoim starczym wieku nie doświadczyli traumy, mając czternaście lat.
-
Sakura! – przed sobą zobaczyłam Ino, jaka nie chciała mnie opuścić od czasu,
kiedy oświadczyłam, że miłosne rozterki nie są mi potrzebne. Gdy tylko nasz
przyjaciel; a jej miłość odeszły z szkoły nie umiała o nim zapomnieć, więc
umawiała się z każdym dla cielesnych zabaw. Wielu próbowało podbijać do mnie,
miałam podpisane taką samą plakietkę co Ino. Po prostu puszczalska, tylko
dlatego, że blondi się do mnie przyczepiła.
-
Co jest?
-
Znowu palisz?
-
Znowu się bzykałaś? – zrobiła się czerwona, lecz jej ciemne ślady na szyi
świadczyły, że się nie mylę. – To się
nie wpierdalaj, tam gdzie nie masz. Ja się ciebie nie pytam za ile się
dupczysz, żeby dołączyć do swego kochasia. To żenujące, że z niego nie
zrezygnowałaś na swoje chore zachciewajki. Uważaj, bo jeszcze na ciebie nie
spojrzy przychylnie.
Zaciągnęłam
się w papierosie, i dmuchnęłam dymem w jej stronę, gdy machnęła ręką
oczyszczając powietrze.
-
Sorka, sorka. – Mimo, że mnie przepraszała to widziałam w oczach złość, że
powiedziałam o jej chłopakach głośno. Nie tylko ja o tym wiedziałam, ale cała
szkoła mówiła, jak bardzo się stoczyła od czasu wyjazdu swojej miłości do
Ameryki. Mnie uważali za samotniczkę z tą samą rangą, ale chyba ostatnio
zrezygnowali, gdy starszakowi złamałam nos za klepnięcie w tyłek.
-
Co chciałaś? Bo chyba nie zaczepiłaś mnie tylko dlatego, aby wypomnieć mi
palenie papierosów?
-
Nie, nie, nie. Po prostu chciałam z tobą iść do szkoły. To wszystko.
Gdy
tylko przekroczyliśmy prób bramy szkoły zalał mnie zimny pot na widok osoby
przede mną, który witał się z Naruto i resztą grupy. Ino bez zastanowienia
podbiegła, a ja zamiast iść w jej ślady próbowałam uspokoić oddech. Patrzałam
na ręce i zdeptałam papierosa, który wypadł pomiędzy palców.
Poczułam
wibracje w kieszeni, lecz nie zamierzałam odczytywać wiadomości, kiedy właśnie
przed sobą widziałam osobę, jaką darzyłam uczuciem, ale wszystko rozpadło się
niczym rozbite szkło na drobne kawałki. Usunęłam go z mojego życia, raz na
zawsze, w zamian pojawiła się inna osoba, która szczerze nienawidziłam.
Zerknęłam
na materiał zawiązany u prawej ręki i zacisnęłam dłoń w pięść. Gdybym mogła
płakać zrobiłabym to teraz z bezsilności. Jestem marionetkę, którą możesz
się bawić, jak tylko masz ochotę. Zrobiłam krok w przód, ominęłam grupę i skierowałam
się do szkoły.
-
Sakura, weź się chociaż przywitaj z Sasuke.
– Odparła Ino. Zatrzymałam się, po czym spojrzałam w ciemne oczy, lecz
to nie te same oczy, które znałam z poprzednich lat. Nie, on się zmienił na
lepsze, za to ja się stoczyłam.
-
Cześć. – palnęłam i odeszłam w stronę szkoły. Odzyskałeś co utraciłeś, ale
czy zdajesz sobie sprawę ile krzywdy wyrządziłeś ludziom? Czułam na sobie
spojrzenie Sasuke, kiedy zaczynali tłumaczyć, że zrobiłam z siebie samotniczkę
i z nikim nie chciałam utrzymywać kontaktu. Po co miałam akceptować ludzi,
którzy tylko się nade mną litowali?
Usiadłam
na swoim miejscu. Otworzyłam skrzynkę e-mail.
„Droga
Wisienko,
Kara
za twoje przewinienia będzie ostra. Trochę się tego nazbierało przez dwa lata.
Moi ludzie mieli pełne roboty przez twoje wybryki. Nie potrafiłaś usiedzieć na
miejscu, ale podziwiam twój zapał i determinacje. Zgodzę się z nimi, jesteś
lepsza niż nie jeden mój człowiek. Na pewno nie chcesz przyjąć mojej
propozycji?
Twój
kochanek: IU”
Zaczęłam
bujać się na krześle, nie chcąc odpisać na wiadomość. Na żadną nie musiałam
odpisać, ale strach przed tym człowiekiem mnie niepokoił. Nie ważne dokąd
poszłam, znał każdy mój ruch.
„Nie
jestem tobie nic winna. Uwolnij mnie, a nie wejdę tobie w drogę. Chcę w końcu
stąd odejść, jak najdalej, a na pewno od twojego pieprzonego brata! Po co
odzywasz się do mnie po pół rocznej przerwie? Nie chce mieć z tobą nic
wspólnego.”
Wiadomość
zwrotna przyszła dość szybko.
„Jesteś
wyszczekana tylko przez wiadomości tekstowe, ale kiedy spotkamy się osobiście,
to również będziesz tak warczeć…? Ach, przetwórz teraz informację z naszego
spotkania, kiedy wyjeżdżałem. Mówiłem, że powrócę, a wtedy przede mną nie
uciekniesz. Miałaś okazję odejść, ale nie potrafiłaś przechytrzyć moich ludzi,
więc masz jeszcze jedno podejście. Gdy ci się nie uda to nasz układ wejdzie w
życie. Jesteś wystarczająco dorosła.
Uważam,
że kobieta z twoim ciałem, sprytem, i silną psychiką ma obowiązek spełnić pewne
warunki, o których była mowa. Trzeba było się nie zgadzać. Z drugiej strony
wiem, że dotrzymasz słowa. Masz do północy czas na ucieczkę. Ostatni raz.
Do
zobaczenia.”
-
Ty gnido, kurewska! – wszyscy na mnie spojrzeli z rówieśników, ale się nie
odezwałam, tylko skrzyżowałam ręce na piersi.
Powinnam wymyśleć plan jak zwiać, ale… czy z tym czymś w sobie jestem w
stanie zmylić jego ludzi? Istnieje jeszcze opcja wycięcia z ciała, ale nie
zamierzam umierać przez krwotok.
Zaczęłam
stukać wiadomość do znajomej, która mogła mi pomóc. Nigdy o niej nie
pomyślałam, nie chciałam narażać ludzi, ale teraz mi wszystko jedno. I tak
jestem sama, więc jedna osoba mniej nic nie zmieni.
Itachi
Stojąc
na terminalu w Tokio, patrzałem na brata, który został zasypywany wiadomościami
od rówieśników. Podróż do Ameryki mu nie służyła, ale musiałem wyjechać,
powinien zostać, ale musiał nauczyć się zasad panujących w rodzinie Uchiha.
Powrót sprawił, że miałem ochotę pójść do szkoły i zobaczyć jak miewa się mój
ptaszek. Tyle razy ile próbowała uciec nie zliczę na jednej ręce, aż się
zabezpieczyłem, inaczej mogła wyfrunąć, na to nie mogłem pozwolić.
-
Podwieziesz mnie do szkoły? – zerknąłem na Sasuke.
-
Dopiero jutro wracasz do szkoły.
-
Naruto pisze, żebym przyjechał, mówił jak wiele się zmieniło. Chętnie zobaczę
na własne oczy, niektóre osoby na pewno się nie zmieniły. – Zrobił grymas
niezadowolenia. Żebyś się nie zdziwił, braciszku. Osoba, o której na pewno
myślisz zmieniła się nie do poznania. Na pewno z charakterku.
-
Podrzucę cię. – wskazałem na wyjście z terminala, wsiedliśmy do podstawionego
audi, po czym odjechaliśmy na obrzeża miasta, gdzie mieściła się szkoła, do
której uczęszczał mój drogi ptaszek.
-
Nie chcesz ze mną wejść? W końcu chodziłeś też do tej szkoły, niektórzy
nauczyciele ucieszą się, gdy cię zobaczą.
-
Mam ustawione spotkania, a po drugie muszę odnaleźć moją sikoreczką.
-
Przerażasz mnie. Wróciliśmy do Japonii na wzgląd kobiety?
-
Z czasem zrozumiesz, że kobieta w naszej rodzinie pełni szczególną rolę. Szukaj
takiej, która będzie mogła stanąć u twego boku i nie będziesz się jej wstydził.
Najlepiej, żeby potrafiła z tobą walczyć, nie tylko się przymilać.
-
Mogłem zostać w Ameryce.
-
Nie kazałem ci wracać, Sasuke. – Uniosłem głowę znad komórki, wpatrywałem się w
przechodnich i moja uwagę przykuły różowe włosy. Po między palcami trzymała
papierosa, i wpatrywała się w nadgarstek z zawiniętym materiałem. –
Powiedziałem z jakiego powodu wracam. Dałem ci propozycję powrotu, ale nic nie
kazałem, lecz z czasem musiałbyś powrócić do korzeni rodzinnych i wziąć sprawy
w swoje ręce.
-
Dobrze żyło mi się w nieświadomości. Teraz chcesz, żebym wszedł do szkoły i
udawał takiego samego nastolatka, jak dwa lata temu. Tobie się udało, zyskałeś
szacunek ludzi, piszą o tobie gazety, nawet promowałeś najlepszych projektantów
z Paryża.
-
Nie miałem tak kolorowo, jak ci się wydaje. Pierwszy raz, kiedy pociągnąłem za
spust towarzyszył mi strach, co jeśli ktoś mnie widział i zostanę wydany
policji? Z biegiem czasu, wiedziałem jak funkcjonować, żeby ludzie trzymali
język za zębami. Jesteś do tego samego zdolny.
-
Każesz mi wrócić do szkoły, na ostatni rok, właśnie do Japonii. Cieszyłem się,
kiedy odszedłem, bo odpocząłem od kobiet. Teraz znowu powtórka z rozrywki. Sam
masz powodzenie, lecz z jakiegoś powodu nie podejdą do ciebie, nawet jeśli masz
ten swój zabójczy uśmiech.
Ryknąłem
śmiechem na stwierdzenie Sasuke. Jeszcze jest nieświadomy, że istnieją kobiety,
które paraliżuje strach przede mną, poznaniem prawdy lub wstydzą się odezwać.
Znajdowały się odważne, lecz tylko na chwilę. Mogłem przeżyć noc by sobie
trochę ulżyć, nic w tym wspaniałego. Sasuke sam nie jest niewinnym chłopcem,
lubił przebywać z kobietami, ale tylko tymi jakie dały mu dupy. Lubił sobie
ulżyć. Nie lubił słodkich idiotek.
-
Jesteśmy na miejscu, możesz iść. Widzimy się w domu.
Zatrzasnął
drzwi. Jak samochód ruszył, obejrzałem się za siebie i u boku blondynki szła
moja ptaszyna. Dotknąłem blizny na policzki z dawnych lat. Miała odwagę
podnieść na mnie rękę, lecz teraz czy da radę się sprzeciwić? Zmieniła się
przez dwa lata. Nabrała zarysów kobiecości, urosło jej co niego, a sylwetka
wyglądała na wysportowaną. W taki sposób postanowiła zapomnieć o przeszłości,
która ją ściga?
Wystukałem
wiadomość, po czym wysłałem, lecz wątpiłem, aby szybko odpisała po zobaczeniu
mojego braciszka. Szykuje się ciekawa zabawa, ale mogę trochę pogmatwać w jej
życiu. W końcu musi zrozumieć, że przede mną nie ma ucieczki, nawet jeśli
próbuje z każdej strony i tak w klatce nie odnajdzie się wyjścia.
*
Stukałem
palcem w blat stołu siedząc w salonie.
-
Nareszcie wróciłeś na stare śmieci! – opierając dłonią brodę spojrzałem na
blondyna z zadawalającym uśmiechem na ustach. Jego cała prawa strona została
popalona w starciu rok temu. Zamiast złości chciał więcej rozrywki. Współczułem
im, że zostawiłem każdą sprawę w Tokio własne przyjacielowi. Na dodatek musieli
pilnować sikoreczki na każdym kroku.
-
Masz ochotę na „małą” zabawę?
-
Co wymyśliłeś?
-
Ptaszyna dzisiaj spróbuje uciec, ma czas do północy. Zabawmy się w kotka i
myszkę na moich zasadach. – usiadł naprzeciwko mnie, gdy jedna z służby
przyniosła herbatę. – Podniosę poprzeczkę. Dołączę do zabawy, muszę sprawdzić
czy dorosła przez trzy lata. Dwa lata temu wyjechałem, więc powinna wziąć się w
garść i stać się złotym ptaszkiem. Nadal buja się w moim bracie?
-
To zbędne pytanie, sam znasz na nie odpowiedź. – uśmiechnąłem się sam do
siebie, zerknąłem na oczko wodne na środku posiadłości. – Zabawimy się w kotka
i myszkę, jak za dawnych lat? Możemy się z nią podroczyć czy doprowadzić na
skraj śmierci?
-
Można poturbować, ale musi wyjść z tego cała.
-
Zaraz wszystkich poinformuję. – Pisał z ekscytacją wiadomość do całej naszej
paczki, którzy uwielbiali gry na moich zasadach, a w szczególności „kotka i
myszkę”. Ludzie lądowali w szpitalach i nie dożyli doby. Teraz, gdy
przekroczyłem granice kraju nie może uciekać w nieskończoność. Ma czas do
północy, potem musi się poddać pod moja juryzdykcje.
Spojrzałem
na telefon.
-
No… co jest grane? – wypaliłem do słuchawki.
-
Mamy problem, poważny, stary.
-
Co może być aż tak złego? Nie brzmisz dobrze.
-
Widziałem wiadomość, że bawimy się z ptaszyną w kotka i myszkę, ale właśnie tu
jest problem. – przerwał na moment. – Musieliśmy przeoczyć jeden fakt z życia
dziewczyny. Wyciągnęła sobie lokalizator przez znajomość z chirurgiem. Nie
możemy jej znaleźć. – Kubek, który
trzymałem w ręku pękł, rozlewając napój na stół. – Jej nadajnik trzymam w ręku.
Chcieliśmy ją odnaleźć, bo zwiała ze szkoły. Podejrzewamy, że jest już za
miastem. Wysłałem moich ludzi do przeczesania miasta, ale...
-
Deidara ze swoimi ludźmi pojedzie na południe, ja na północ. Znaleźć mi,
gówniarę! Nie może uciec! Jej miejsce jest w tym mieście, do usranej śmierci. –
rozłączyłem się. Dopiero teraz zrozumiałaś, że mogłaś usunąć nadajnik?
Nie pozwolę uciec osobie, która trzymałem przy sobie przez trzy lata. Miała
zrozumieć, że nikogo innego nie może mieć u swego boku, a chce zrobić ze mnie
błazna? Niedoczekanie. Jeszcze nikomu się nie udało.
Wsiadłem
na ścigacza, po czym odjechałem w kierunku portu, gdzie miała najbliższą
możliwą ucieczkę. Wolałem sam ją znaleźć i trochę pobawić się po dwóch latach
rozłąki. Dawno mi nikt nie sprawił frajdy, trzeba nadrobić stracony czas. Chętnie
zobaczę, czy czegoś się nauczyła w przeciągu dwóch lat. To mnie ciekawi, czy
opłaciło się zostawić sikorkę przy życiu.
*
Opierałem
się o motor, zaciągnąłem się kolejny raz w papierosie i podziwiałem zachód
słońca. Niebo przybrało kolor pomarańczy z czerwienią. O tak! To najlepsze
kolory tej nocy, jakie mogło niebo przybrać. Na północy ani śladu, lecz mogłem
cierpliwie czekać, że wpadnie w ręce moich ludzi. Wkurzała mnie myśl, że
spierdzieliła już za granice miasta, gdzie nie będę mógł jej złapać.
Z
kieszeni wyciągnąłem komórkę. Sasuke. Teraz nie miałem czasu na zabawę z
bratem, tylko próbowałem odnaleźć moją zdobycz. Najdziwniejsze, że jeśli brat
dowie się o przeszłości znajomej może wpaść w furię.
Odpaliłem
kamery z miasta, w których miałem dostęp dzięki kretom. BINGO. Zdobycz
odnaleziona w samym centrum miasta, pośród ludzi w płaszczu, żeby nikt nie mógł
rozpoznać. Przemierzała dość szybko ulicę, ale nie pozwolę zbyt daleko uciec
pod moim okiem.
Z
piskiem opon odjechałem. Wolałem pierwszy zostać kocurem, który nie popuści tym
razem kobiecie. Płeć przeciwna zazwyczaj nie zbliżała się, ale bywały momenty,
że miały ochoty doświadczyć erotycznych uniesień. Jestem mężczyzną, więc mogłem
od czasu do czasu ulżyć sobie i skorzystać z kobiet chcący mnie rozluźnić. Teraz
rozluźnię się w inny sposób.
W
brutalny.